środa, 15 stycznia 2014

Rodzina a filozofia biegania.


Niedawno ktoś mnie zapytał, czy mając tyle dzieci trenuję bieganie, żeby je dogonić, czy też, żeby przed nimi uciec?! Zrobił do tego cwaną minę ;)

No więc, moi drodzy, nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Wszystko zależy od dnia. Są takie chwile, gdy niebabymprzychyliłamoimaniołkomkochanym, wtedy bawimy się w chowanego, berka, chodzimy na łyżwy, czytamy sobie głośno (bo starsze dzieci już dobrze czytają), gramy w makao, śpiewamy i wygłupiamy się, a czasem poprostu patrzymy co robi nasz najmłodszy, największy słodziak na świecie.

Są też takie dni, kiedy zmęczona i przygarbiona życiem zakładam adidasy/pakuję torbę na basen/jadę na zakupy(to najczęściej), żeby uciec. Od życia, dzieci, męża i od siebie samej. Takiej, której nie lubię. Zaprzęgniętej w codzienny kierat prania, gotowania, wożenia, zakupów, zajęć dodatkowych, pracy zawodowej. Normale sprawy, ale nie potrafię podnieść ponad nie głowy i zobaczyć szerszej perspektywy.

Poptrzebuję tej godziny na wyładowanie złości, frustracji, na usłyszenie siebie samej, tej miłej i zabawnej, z planami na przyszłość, i wspaniałą rodziną. Po powrocie jestem nie ta sama, prawdziwsza.

To tak, z grubsza, gdyby ktoś pytał, co mi daje bieganie ;)

Pycha ukarana - o tym, jak ważny jest ODPOCZYNEK.


Ok, nogi na zdjęciu są męskie, ale łapiecie ideę ;)

Po dość długim nicnierobieniu, narzuciłam sobie za duże tempo. W ciągu tygodnia chciałam odrobić zaległości ostatniego roku. I się nie udało :/ Wczoraj dosłownie padałam na twarz, męczyły mnie zawroty głowy, ogólne rozbicie, brak koncentracji. Dieta cukrzycowa (dość restrykcyjna) i codzienne truchty podały sobie ręce i postanowiły pokazać kto tu rządzi. Do tego dorzućmy chroniczne niewyspanie (od prawie 10 lat) i niskie ciśnienie. Zamiast napinać się zjadam na kolację twarożek ze szczypiorkiem, to dla mięśni, i poszłam wcześnie spać. Już mi lepiej, czuję się wypoczęta. Idę wieczorem na małą przebieżkę.

DLACZEGO ODPOCZYNEK JEST TAKI WAŻNY?!

Dlaczego trenujemy? Powody są różne, ale cel jest ogólnie ten sam - chcemy poprawić kondycję swojego organizmu. Co to oznacza dokładniej? Chcemy być mocniejsi, szybsi, bardziej wytrzymali. żeby to osiągnąć, musimy się rozwijać, poprawiać. I to zapewnia nam odpowiednio intensywny trening.

W czasie treningu "niszczymy" nasz organizm, niszczą się włókna mięśniowe, my czujemy ból i zmęczenie. Nasz organizm ma zdolność odbudowania tych zniszczeń, a nawet z takiej opresji wychodzi silniejszy. Wzmacnia się, żeby nie czuć bólu i mniej się męczyć. A nasza forma się poprawia.

Żeby ten mechanizm zaistniał, potrzebne są dwie fazy:
  1. treningu, kiedy dajemy sobie wycisk
  2. odpoczynku, kiedy dajemy organizmowi czas na regenerację, odbudowę i nadbudowę mięśni.
 Jeśli nie damy sobie czasu na odpoczynek, może to skutkować przetrenowaniem, dojdzie do znacznego wyczerpania organizmu. Regeneracja będzie wtedy przebiegała dłużej. Możne stracić dotychczasowe efekty.

Źródło: nieoceniona pani Ania, instruktorka na osiedlowej siłowni.

wtorek, 14 stycznia 2014

Przez śnieg i zawieję.


Ten niedźwiedź siedzi w połowie mojej trasy. Za każdym razem klepię ko po głowie, drapię za uchem i mam już z górki. Jakie są charakterystyczne punkty na Waszej trasie?

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Wichry niespokojne.


Pogodna nie zachęcała do biegania. Coś mi podpowiadało, że jednak warto się zebrać i wyjść.  I tak było, dostałam swoją nagrodę. Ale o tym, na koniec!

Szczerze mówiąc, do połowy trasy było okropnie. Mam ulubioną trasę, 5,6km. Po chodniku, trochę otwartej przestrzeni, większość między blokami, ale mało pieszych. Po drodze jest nawet małe wzniesienie,

Znów zabrałam kijki, okropnie stukały, nie mogłam złapać rytmu, czułam, że wlokę się jak "smród za wojskiem" ;) było mi zimno, bo wiatr przeszywał mi polar, a ja szłam za wolno, żeby się rozgrzać. Na dodatek byłam sama, przez godzinę spotkałam JEDNEGO biegacza, a raczej biegaczkę. Zwykle jest bardzo dużo ludzi. Jakby tego było mało, na otwartej przestrzeni wiatr wył potępieńczo, jęczały linki od masztów reklamowych. Na zmianę wydawało mi się, że słyszę płacz niemowlaka, albo krzyk kobiety. A ja tu taaaaka sama.

Tego było mi już za dużo. Złożyłam kijki, spięłam je ze sobą, i ruszyłam truchtem. Najpierw z obcasa, jak najszybciej, na szczęście zapaliła mi się kontrolka, i przypomniałam sobie te wszystkie porady, którymi się ostatnio zaczytywałam. Zwolniłam, do świńskiego truchtu, wyrównałam oddech i BIEGŁAM. Na tyle szybko, że nie było wątpliwości, że biegnę, ale na tyle wolno, że mogłam dość swobodnie oddychać.

I zaczęły dziać się cuda :D Zrobiło mi się ciepło. Poczułam jak ogarnia mnie fala radości. Po krótkiej chwili wróciłam do marszu. A potem znowu trucht. Odcinki truchty były coraz dłuższe, a ja nadal swobodnie oddychałam. No może, nie S W O B O D N I E, ale dość dość. Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie biegło.

Po drodze zrobiłam zdjęcie trawy pampasowej, żeby pokazać jak silny był wiatr.

Do domu dotarłam już w śniegu. Padał piękny, biały, jak w bajce. I był tylko mój!

środa, 8 stycznia 2014

Mnie, dogonić?!

 
Wiem, miało być o bieganiu, a ja ciągle o kijkach.
 
Obserwacja z zeszłego tyg. Nie zwracałam na to wcześniej uwagi, a może wolniej chodziłam. Od jakiegoś czasu spotykam ludzi, którzy probują się ze mną "ścigać". Ja z kijkami zasuwam dość szybko, idę szybciej niż przeciętny pieszy. Nie raz zdarzyło się, że osoba, którą wałśnie wyprzedziłam, próbuje "odzyskać przewagę".I nie ma reguły co do płci, wieku tych osób.
 
Wczoraj np. goniła mnie dziewuszka na taakich obcasach, a kilka dni temu facet w miom wieku. Ścigała mnie już babcia z wózkiem, i pan z teczką i wielu innych. To chyba odwrotność efektu Zajonca?
 
Z niewielką przechwałką dodam, że raz zdobytej przewagi już nie oddaję ;) zresztą ci ludzie nie mają szans. Ja mam kijki i jestem rozgrzana, a oni nawet nie zdają sobie sprawy, że zaczynają mnie gonić.
 
Najzabawniejsi są młodzi mężczyźni, w głowie im się nie mieści, że babka pod czterdziestkę, z dużą nadwagą im ucieka. Gdyby ktoś podbiegl, to byłabym bez szans, ale chodem i z kijam, rządzę.
 
A z Wami, biegacze, ktoś się ściga?

wtorek, 7 stycznia 2014

Dzisiejsze kijki

Zjechałam zupełnie stopki moich kijków :( bardzo teraz hałasują. W pierwszej chwili pomyślałam, że muszę kupić nowe. A może to znak i pora się z nimi rozstać?

Dzisiaj kilka razy mijałam się z biegnącą dziewczyną. Widać było, że biegnie z wysiłkiem. Ale potrafiła oderwać się od ziemi. A ja, cały czas czuję grawitację, kijki są moją pępowiną.

Wieczorem - kijki.


Swoje bieganie rozpoczęłam od ... nordic walkingu. Miałam dużą nadwagę, nadal mam, ale już mniejszą ;) Bardzo chciałam biegać, jednak marsze z kijkami, które dodatkowo odciążają stawy, wydawały się rozsądniejsze. Początkowo chodziłam z kijkami i trenerką, teraz śmigam sama.

Dlaczego lubię kijki?

- mam co zrobić z rękami ;) przy szybkim spacerze zwykle chowam ręce do kieszeni i się garbię, albo zaciskam mocno w pięści i nadwyrężam.
- lubię odgłos prawidłowo prowadzonych kijków, wybijany energicznie takt daje mi powera
- początkowo bałam się chodzić wieczorami na dalsze trasy, choć mieszkam w mieście i tu nie ma pustych przestrzeni. Za to są psy. Z kijkami w ręku czuję się bezpieczniej.
- lubię uczucie w rękach i plecach po treningu, czuję, ze one też pracowały
- odpychając się kijkami od razu prostuje się plecy, nie ma mowy o garbieniu się, chyba, że kijki są za krótkie
- kijki działają jak wyrzutnia, można z nimi bardzo szybko chodzić, każde wybicie jest jak sprężyna dająca 10 punktów szybkości.

Dlaczego, mimo miłości do kijków, biegam?

- mam wrażenie, że kijki trzymają mnie przy ziemi, a ja bym chciała polatać :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Śniadanie.

Właściwie pół śniadania ;) Jajecznica z dwóch jajek. Dwie kanapki z awokado i pomidorem. Kawa z mlekiem. Na zdjęcie nie załapały się dwie mandarynki. Lubię wszystko robić parzyście ;)

Ps. Kubeczek jest nowy, kupiłam wczoraj kilka w Tesco: białe, brązowe i kobaltowe.

sobota, 4 stycznia 2014

Wyznania zakupoholiczki.


Czytałyście książkę? Może oglądałyście film? Główna bohaterka w myślach wymieniała co ma na sobie i jakiej jest to firmy. Dobry był ten dzień, kiedy miała na sobie tylko markowe rzeczy.

Ja też to uwielbiam, odnośnie zakupów jedzeniowych. Wróciłam właśnie z wielkich zakupów aprowizacyjnych. Pchając ciężki wózek z przyjemnością patrzyłam, że wypełnia go głównie woda ;) mleko (pijemy pełne), warzywa świeże i mrożone, owoce, drobiowe mięso, ryby, jajka, pieczywo chrupkie, dużo półproduktów: kasze, ryż, fasola, przecier pomidorowy itp. Na zdjęciu jest ułamek całości.

Żeby być szczerą, przyznam, że było tam też trochę "śmieci", np. płatki śniadaniowe dla dzieci, bułki dla męża, ser żółty, gotowe wędliny. Aaaa, nie kupiłam makaronu do rosołu :/

Mimo tych wstydliwych grzeszków, jestem naprawdę dumna z mojego koszyka :D

Mam jeszcze jeden powód do zadowolenia. Ilość zakupów jest proporcjonalna do liczebności naszej rodziny, a nie jesteśmy standardowi :D Kocham ich wszystkich i lubię dbać o nich.

Ps. Kiedyś starsze dzieci wyznały, że na wycieczki wolą chodzić z tatą, a na zakupy z mamą.

piątek, 3 stycznia 2014

Wiolonczela-już wiem, kim jestem.


Piękne zdjęcia, si no?
To nie ja do nich pozowałam. Ale jeśli dodacie modelce 15 lat i 15kg, to będę to mniej więcej ja.
Wiolonczela wg. Trinny i Suzany.
♥Ramiona i biodra podobnej szerokości
♥krótka talia,wyraźnie zaznaczona, ale niekoniecznie szczupła
♥duży biust (o yeah)
♥szerokie biodra
♥duża pupa
♥masywne uda
♥smukła dolna partia nóg, od kolan w dół
♥może mieć brzuszek
Tadam, oto ja!
Wg. nowego Shape, trening dla mnie powinien obejmować ćwiczenia cardio, żeby odtłuścić sylwetkę. Do tego powinnam wysmuklić biodra i uda. Od siebie dodam, że muszę zrzucić pociążowy brzuch.


Mamo, czy jesteś gruba?!


Tym uroczym pytaniem zastrzeliło mnie dziś, prawie czteroletnie, Miziątko. Nie córeczko, nie jestem-skłamałam. Idę zaraz  a power walk, za parę tyg. będę laska ;)